Czytający mnie przez jakiś czas lub Ci, którzy znają mnie bliżej, zorientowani są w Dziwnych Przypadkach Promissowych, które jak po deszczu grzyby przydarzają się dość często autorce kawowego bloga.
Wyciągam dziś jeden z rzeczonych, gdyż warto IMO go przedstawić:
Jakiś czas temu uczestniczę w szkoleniu na nowo powstającym Szlaku Żołnierzy Wyklętych.
Chodzimy niemal cały dzień w deszczu i wietrze, ale wszak nie o to, a o to m.in., że stawiają nas przed szpitalem Jana Bożego i opowiadają historię Aliny Blaszyńskiej - "Kaliny", która jako żołnierz ZWZ była łączniczką oddziałów leśnych między innymi w rejonie Chełma i Sandomierza.
Po zakończeniu wojny podobnie jak inni żołnierze AK zostaje zwolniona z przysięgi, jednak decyduje się na dalszą walkę.
W czerwcu pod Wierzchowinami oddział „Szarego” , w którym przebywała, zostaje otoczony przez UB i NKWD. W czasie ucieczki z dokumentami oddziału "Kalina" zostaje ciężko ranna w biodro, w którym utyka kula. Pod nazwiskiem Grodecka przyjmują ją do szpitala im. Jana Bożego w Lublinie, lecz zostaje tam wyśledzona przez UB. Jest pilnowana przez funkcjonariuszy do chwili, gdy zaczyna tracić świadomość. Umiera po czterech miesiącach cierpień w październiku 1945. Jej ciało chowają pod fałszywym nazwiskiem. Prawdziwe na tablicy nagrobnej pojawia się dopiero w 1975 roku.
---------------------------------
Następnego dokładnie dnia po zakupach jestem " U Sarzyńskiego" na kawie (wiadomo).
Od jednego stolika ewakuuje się starsza pani, a ja kieruję się właśnie do owego stolika - nie wiedzieć (wtedy) czemu.
Od słowa do słowa, bo i ja i owa pani jesteśmy dość otwartymi osobami, zaczynamy gadać i pani już się nie ewakuuje, a wręcz przeciwnie, siada.
Tak sobie myślę - why..., bo w przypadki nie wierzę
Po kilku chwilach już wiem.
Starsza pani okazuje się być rodzoną siostrą Kaliny, również żołnierz NSZ.
Od tamtej chwili wiele już kaw wspólnie wypiłyśmy u Sarzyńskiego, a nawet namówiłam panią Danusię na wywiad ( U Sarzyńskiego zresztą) - film ten wrzucam w komentach.
A ostatnio pani Danusia poznała mego syna i momentalnie się w nim zakochała.
Po kilku minutach podarowała mu coś miłego, pluszowego, które to coś miała przy sobie, i obiecała, że to właśnie mojemu Młodemu, nie żadnemu muzeum podaruje wszystkie dokumenty, zdjęcia, pamiątki po siostrze, a przede wszystkim ową kulę, z kawałkiem kości w niej tkwiącej.
Jak to się plecie...
Lepiej nie mogła trafić, Młody interesuje się tematyką Powstania Antykomunistycznego 1944 - 1963 i z dumą obiecał strzec relikwii naszej bohaterki
Jak to się jednak plecie...